Ostatnio coraz częściej wspomina się o wielu wręcz krzyczących argumentach opowiadających się za rezygnacją ze spożycia mięsa. Nie jest już żadną tajemnicą, iż mięso i przetwory mięsne mogą w dużym stopniu przyczyniać się do powstawania chorób cywilizacyjnych. Otyłość, nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa i wrzodowa, schorzenia alergiczne – to tylko niektóre z nich.
Bez dwóch zdań, jak pokazuje wiele światowych badań i przeprowadzonych studiów, wegetarianie cieszą się zdecydowanie dłuższym i zdrowszym życiem, zachowując szczuplejsza sylwetkę i będąc m.in. mniej narażeni na rozwój nowotworów. Stosując dietę wegetariańską istnieje również mniejsze ryzyko zachorowania na cukrzycę czy choroby serca.
Może to stanie się cenną wskazówką szczególnie dla tych czytelników, którzy są od dawna zniechęceni długimi kolejkami do lekarzy. By mając tę wiedzę, wzięli wreszcie swoje zdrowie w swoje ręce i zaczęli profilaktycznie eliminować tłuszcze zwierzęce mogące mieć negatywne następstwa zdrowotne. „Lepiej zapobiegać niż leczyć” – głosił ponad 2000 lat temu w swojej przysiędze Hipokrates. Zapobieganie jest też w końcu dużo tańsze niż leczenie.
O tym, że te badania wzięło sobie już dużo ludzi do serca, świadczy chociażby fakt, że 10% Europejczyków deklaruje bycie na diecie wegetariańskiej. Tendencja rosnąca! Co Was zapewne może zdziwić to fakt, iż Niemcy, którzy znani są ze swojego umiłowania do kiełbas, są też czołowym liderem w Europie pod względem liczby wegetarian i wegan. Z drugiej strony innym ważnym powodem bycia wegetarianinem bądź nawet weganinem są przesłanki etyczne. Należy bowiem pamiętać, że zwierzęta, tak jak my, odczuwają ból i lęk i miarą naszego człowieczeństwa jest obchodzenie się z nimi w sposób humanitarny.
Ale dziś przedstawię Wam jeszcze jeden potężny powód, dlaczego z pewnością wielu spośród tych czytelników, którym zależy na własnym zdrowiu, zastanowi się poważnie nad dalszą konsumpcją przynajmniej jednego gatunku mięsa….
Chodzi bowiem o pewien wywiad, jaki udzielił niemiecki lekarz i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii Harald zur Hausen – Wolfgangowi Däuble, dziennikarzowi gazety Frankfurter Allgemeine w roku 2014, a który to rzuca nowe światło na obecną naukę badającą przyczyny występowania raka.
Udostępniam Wam moje własne tłumaczenie oryginalnego wywiadu przetłumaczonego z języka niemieckiego na polski.
Laureat Nagrody Nobla zur Hausen:
Dlaczego mieszkańcy Indii mają tak rzadko raka jelita grubego?
Czy powodem tego mogłaby być wołowina? Heidelberski wirusolog i laureat Nagrody Nobla Harald zur Hausen o swojej pogoni za patogenami i pierwsze informacje na temat wirusów rakowych.
Pytanie: Kto spożywa dużo czerwonego mięsa ma podwyższone ryzyko zachorowania na pewne odmiany raka – o tym dyskutuje się od pewnego czasu. Ale jak Pan wpadł na pomysł, że za to mogłyby być odpowiedzialne wirusy?
Odpowiedź: Już od pewnego czasu zajmujemy się tą kwestią bardzo intensywnie. U człowieka odnajdujemy szereg infekcji wirusowych, które, jak dotąd można powiedzieć, nie powodują powstawanie raka. Kiedy jednak te wirusy zostają przeniesione na inny gatunek, w których nie mogą się rozmnażać, wtedy stają się one rakotwórcze. Jest to charakterystyczna cecha – nie wszystkich, ale większości wirusów rakowych, które do tej pory znamy. To było punktem wyjścia idei, iż u zwierząt także mogłyby występować takie infekcje wirusowe, które u nich samych nie są rakotwórcze, ale które, jeśli zostaną przeniesione na człowieka, mogą w pewnych warunkach wywołać raka.
Pytanie: W przeszłości wskazywał Pan w szczególności na ryzyka mięsa wołowego…
Odpowiedź: Wpadliśmy na to dzięki geograficznej epidemiologii różnych rodzajów raka, szczególnie raka jelita grubego. Choroba ta jest mocno rozpowszechniona w państwach, w których spożywa się dużo wołowiny. Indie z kolei mają najniższy wskaźnik zachorowalności na raka jelita grubego na całym świecie – tu nie spożywa się wołowiny prawie wcale. Co prawda są tutaj trzy regiony, w których rak jelita grubego jest nieco silniej reprezentowany: Kerala na południowym zachodzie – prowincja, w której żyje wiele muzułmanów i chrześcijan – tam wołowinę dostanie Pan także w restauracji. I dwa regiony na północnym zachodzie i północnym wschodzie, gdzie żyje stosunkowo wielu Chińczyków, którzy jedzą dużo suszonego mięsa wołowego. Interesująca pod tym względem jest także Japonia i Korea: przed drugą wojną światową rak jelita grubego występował tu bardzo rzadko. Po wojnie zostały sprowadzone z zagranicy duże ilości mięsa wołowego, od tamtej pory jest ono tam bardzo popularne. Wcześniej w Japonii produkowano Sushi wyłącznie z ryb, dziś serwowane są także często surowe plasterki wołowiny. Z kolei w Korei popularny stał się Yukhoe, gruby tatar z żółtkiem i warzywami. W międzyczasie te dwa państwa należą do obszarów wysokiego ryzyka pod względem występowania raka jelita grubego.
Pytanie: Czyli nie każdy rodzaj mięsa czerwonego jest od razu ryzykowny?
Odpowiedź: Bardzo dobrze da się to zauważyć na przykładzie Mongolii: tu spożywa się dużo czerwonego mięsa, które pochodzi jednak od jaków, baranów, kóz, koni czy wielbłądów. Ryzyko zachorowalności na raka jelita grubego w Mongolii jest równie niskie jak w Indiach. Także w Afryce, gdzie w pierwszej kolejności hodowane jest bydło zebu, ten rodzaj raka jest rzadki. W związku z tym doszliśmy do hipotezy roboczej, iż w mięsie europejsko-azjatyckiego bydła mamy tu do czynienia ze specyficznym czynnikiem.
Pytanie: Czy przy tym nie chodziłoby także o substancje wywołujące raka powstające przy smażeniu?
Odpowiedź: Przy czerwonym mięsie zawsze argumentowano, że czynniki rakotwórcze, które powstają przy grillowaniu i smażeniu, są odpowiedzialne za podwyższone ryzyko powstania raka. Wprawdzie jest to prawda, one powstają faktycznie, to jest udowodnione. Jeśli jednak grilluje Pan drób bądź ryby, znajdzie w nich Pan te same chemiczne czynniki rakotwórcze, nawet po części w nieco wyższych ilościach. Mięso z kury nie podwyższa jednak ryzyka raka, ryba zdaje się mieć dodatkowo pewien chroniący efekt. Pod tym względem oznacza to już właściwie, że same czynniki rakotwórcze nie są jednoznacznie wystarczające, by wywołać raka.
Pytanie: Czy znalazł Pan już wirusy bydlęce, które mogłyby być odpowiedzialne za przypadki raka?
Odpowiedź: Dopiero przed dobrym rokiem zaczęliśmy przeprowadzać eksperymenty na zwierzętach bydlęcych. Od lekarza weterynarii z Lipska otrzymaliśmy w tym celu próbki krwi od zdrowych, pięcioletnich zwierząt, które obecnie analizujemy. Pierwsze rezultaty są zaskakujące: we krwi tych zwierząt znaleźliśmy cały szereg wirusów, które do tej pory nie zostały opisane. Pięć z nich mogliśmy przyporządkować już jednej dobrze zdefiniowanej rodzinie, której DNA obecnie już kompletnie wysekwencjonowaliśmy.
Pytanie: Nowa rodzina?
Odpowiedź: Tak. Której jednoniciowa struktura DNA w kształcie pierścienia jest wprawdzie podobna do tzw. TT-wirusów, które atakują także i człowieka – ich sekwencja DNA mocno się jednak różni. Obecnie badamy, w jakim stopniu te wirusy mogą się w ludzkich komórkach rozmnażać, obecnie na ten temat nie mogę jeszcze nic powiedzieć. Widzimy jednak, że u zwierząt wołowych wpływają one na komórkową ekspresję genów, czyli mają bezpośredni wpływ na geny ich gospodarzy. Obok wirusów podobnych do TT znaleźliśmy jeszcze kilka innych, innymi słowy: zwierzęta wołowe są na wskroś zainfekowane ukrytymi wirusami.
Pytanie: Czy znalazł Pan pozostałości wirusów w komórkach rakowych jelita grubego u zwierząt bydlęcych?
Odpowiedź: To jest naprawdę interesujący punkt: genomy wielu guzów jelita zostały do tej pory wysekwencjonowane – w absolutnie żadnym zestawie danych nie znajdzie Pan wirusowych jednoniciowych DNA. Kiedy jednak będzie Pan celowo badał nowotwory pod względem występowania wirusów, znajdzie je Pan prawie zawsze, przy czym odkrywane są nawet nowe typy wirusów. Jest to zatem jeszcze problem techniczny analizy genomów, że wirusowe DNA nie zostaje odkryte – ale będzie można to na pewno przezwyciężyć.
Pytanie: Czy to oznacza, że wirusy rakowe odgrywają jeszcze większą rolę niż dotychczas przyjmowano?
Odpowiedź: Obecnie szacuje się globalnie, że około 21% wszystkich zachorowań na raka mają związek z infekcjami, włącznie z bakteriami i pasożytami. Wychodzimy jednak z założenia, iż ta liczba będzie musiała zostać skorygowana w górę.
Pytanie: Skandal z chorobą wściekłych krów zdaje się być prawie niczym w porównaniu do tego – dlaczego więcej naukowców nie prowadzi intensywniejszych badań nad zwierzętami bydlastymi?
Odpowiedź: A więc w gruncie rzeczy widzimy tutaj to samo, co już obserwowaliśmy także u wirusów brodawczaka. Dla wielu, którzy zajmowali się chemicznymi czynnikami rakotwórczymi, brzmi to niedorzecznie. Badania o tym przedstawiłem czasopismu naukowemu amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk PNAS – zostało ono jednak przez epidemiologów odrzucone, ponieważ ma być właściwie jasnym, iż decydującą rolę mają to odgrywać chemiczne substancje rakotwórcze w mięsie. Ale to nie jest w żadnym przypadku oczywiste! Jednoniciowe wirusy DNA są stosunkowo odporne na gorąco, bez problemu tolerują temperatury pomiędzy 60° a 80° C. Taki przysmażony na różowo kawałek mięsa ma we wnętrzu temperaturę pomiędzy 40° a 60°, co wiele wirusów przeżyłoby szczęśliwie bez znacznych strat pod względem infekcyjności.
Pytanie: Jeśli się to podejrzenie potwierdzi, że wirusy zwierzyny wołowej powodują raka, co można by było podjąć przeciwko temu?
Odpowiedź: Minie jeszcze pewien czas, by jednoznacznie udowodniono ten związek. Ale jeśli się uda zidentyfikować wywołujące raka wirusy w mięsie wołowym, następnym celem byłoby opracowanie szczepionki mającej uodpornić te zwierzęta – a tym samym zapobiec przez to powstawanie raka jelita grubego u ludzi.
Zatem na koniec – miłośnikom tatara, dania z surowej wołowiny – pozostaje życzyć SMACZNEGO!
A tak na serio – jeśli uważasz drogi mięsożerco, iż nie możesz wytrzymać bez dania mięsnego i warto poświęcić zwierzę dla Twojego 15 minutowego zadowolenia brzucha – co naprawdę ze względów zdrowotnych nie polecam – wygotuj je przynajmniej porządnie bądź usmaż. Nie warto więcej ryzykować swojego zdrowia czy życia, które ma się tylko jedno.
Nie jest jednak moim zamiarem tu prawić morały, bo każdy jest odpowiedzialny za swój los. Dlatego niech każdy wyciągnie wnioski dla siebie i zdecyduje za siebie czy warto jednak spróbować chronić siebie i swoje ciało a tym samym życie zwierząt…