Historię związaną z Murem Berlińskim oddzielającym Niemcy Wschodnie od Niemiec Zachodnich, czyli tak zwanego NRD od RFN-u – słyszał prawie każdy z nas. Mur ten powstał by dzielić i by w ten sposób powstrzymać nielegalne emigracje ze wschodnich terytoriów Niemiec na tereny zachodnie. Plama na honorze Niemiec, o której sami Niemcy woleliby zapomnieć, kiedy to pozwolili, by obce państwa wrogo napuściły na siebie brata zachodniego na brata wschodniego. Koniec końców katastrofalne skutki tego posunięcia, zarówno pod względem gospodarczym jak i politycznym, są odczuwane są po dzień dzisiejszy.

Ale jest jeszcze jedna ważna, tym razem pozytywna rzecz związana z Berlinem, której pojawienie się miało, choć raczej pośrednio, równie głęboki wpływ na ukształtowanie sie w przeciągu dekad współczesnej świadomości niemieckiego społeczeństwa – tym razem zamiast je poprzez wspomniany Mur Berliński dzielić i upodlać – łącząc i podbudowując. Chodzi mianowicie o Model Berliński. Może i była to początkowo kwestia niepozorna, lecz o zasięgu dalekosiężnym.

Co to zatem takiego jest ten powstały w latach 80-tych Model Berliński i jaką rolę odgrywa on i co ma wspólnego z przystosowaniem się dziecka do nowego środowiska? Nie, nie chodzi tu ani o żadne berlińskie posągi czy rzeźby.

Jeśli jesteście zatem rodzicami, wujkami, ciociami lub dziadkami, to ten artykuł będzie dla Was szczególnie interesujący – a więc czytajcie dalej!

Płacz i rozdzierający serce krzyk małego dziecka oddawanego z dnia na dzień w całkowicie obce mu miejsce, wśród nieznanych mu twarzy, jest często dla wielu poddenerwowanych i zatroskanych matek, ojców lub dziadków, ostatnim słyszanym brzmieniem z jego ust, zanim na wiele godzin zamkną się za nim drzwi – rozdzielające często pierwszy raz małego człowieka z bliską mu osobą. Doskonale sama rozumiem, co czują te małe bobasy, domagające się za wszelką cenę powrotu ich opiekuna, gdyż mnie jako kilkunastomiesięczne dziecko też oddano do publicznego żłobka z nadzieją, iż jakoś się oswoję i zaaklimatyzuję. Plan jednak spalił na panewce, bo po niecałych kilku tygodniach nieustannego płaczu i krzyku, musiano mnie ku mojej uciesze stamtąd zabrać. Musiała to być dla mnie niesamowita trauma, jeśli do dziś w wieku już dorosłym doskonale pamiętam ten mały drewniany płotek, za którym oddalali się moi rodzice. Nieznane pomieszczenia, wrzeszczące inne dzieci i obce panie poruszające się z pośpiechem pomiędzy nami. Innymi słowy – nieciekawe wspomnienia. Mój przypadek to jednak jeden z setek tysięcy, jakiemu poddawane są co roku polskie dzieci.

Dziś z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, iż jest to strasznie krzywdzący i bezduszny akt zadany małemu człowiekowi, który to jednak dla naszego społeczeństwa wydaje się być wciąż naturalnym i normalnym. No bo tak robi się od dziesiątek lat i jeszcze nikomu nie zaszkodziło – brzmi uzasadnienie wielu psychologów i nawet samych rodziców. Czyżby? Zaburzenia snu, zaburzenia łaknienia czy zaburzenia wydalania to tylko kilka negatywnych zmian zachowań psychicznych i fizjologicznych, które choć nie muszą występować u wszystkich dzieci – mogą pojawić się niestety u tych wrażliwszych.

Jako iż Niemcy są krajem poszukującym nieustannie najlepszych rozwiązań w różnych zagadnieniach i dziedzinach życia, także i w tej sferze niemieccy psychologowie i badacze ludzkiej psychiki nie pozostali bezczynni. Okresowi słynnej adaptacji dziecka w jego pierwszych dniach i tygodniach w nowej placówce poświęconych zostało w związku z tym wiele lat badań i obserwacji. A wszystko to po to, by znaleźć cudowną koncepcję – mającą na celu zapewnienie jak najmniejszego stresu i poczucia bezpieczeństwa małego człowieka, mającego w końcu też swoje prawa do godnego traktowania.

Prekursorami tego ruchu, jakim jest właśnie Model Berliński, są Hans-Joachim Laewen, Beate Andres oraz Éva Hédervari-Heller. W swoich pracach oparli się oni na teorii przywiązania Johna Bolby’ego. W ramach tego projektu badawczego pedagodzy doszli do wniosku, iż dzieci, które oddawano do przedszkola bądź innej placówki bez wcześniejszej obecności i wsparcia rodziców, zapadały w pierwszych miesiącach uczęszczania na choroby siedem razy częściej, towarzyszyło im więcej lęków i niepewność i nie mogły w związku z tym w pełni skorzystać z pełnej oferty nauki i zabaw, mających wspierać jego rozwój.

O tym, że długotrwały stres może doprowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych i powodować szereg niekorzystnych objawów fizycznych i psychicznych, wiemy już od dawna na podstawie licznych międzynarodowych badań i studiów. Pod jego wpływem zmniejsza się ilość komórek odpornościowych (limfocyty Th1), zwalczających wirusy i bakterie i odporność organizmu ulega znacznemu osłabieniu. Stąd drodzy opiekunowie macie odpowiedź, dlaczego Wasze pociechy mogą nagle zacząć chorować po oddaniu ich do placówek.

Czym jest zatem owo magiczne rozwiązanie? Jak to wszystko wygląda w praktyce? Oto po krótce rozwiązanie prosto z Berlina.

Na początku przeprowadza się rozmowę wstępną z rodzicem bądź opiekunem, podczas której to omawiane są indywidualnie kwestie związane z rozwojem mającego przystąpić do danej placówki dziecka. Wszystko służy jak najlepszemu poznaniu dziecka i jego indywidualnych potrzeb jak i zamiłowań. Po pierwszym wzajemnym zapoznaniu się / W pierwszych dwóch, trzech dniach, czyli w fazie podstawowej, dziecko wraz z rodzicem odwiedza przedszkole żłobek na jedną, dwie godziny. W tym czasie nie ma mowy o rozłączeniu malucha z rodzicem. Wręcz przeciwnie. Mama lub tata zostają w pobliżu pociechy w tym samym pomieszczeniu, by ta mogła się w poczuciu bezpieczeństwa przyzwyczaić się do nowych twarzy dorosłych, nowych dzieci i zabawek. Rodzic przy tym ma zachowywać się pasywnie jako obserwator, gdy w tym czasie jego nowa wychowawczyni próbuje nawiązać z nim pierwszy kontakt jak i nić porozumienia. Powoli zaprasza się nowo przybyłego do zabawy, jednocześnie dając mu do zrozumienia, iż w nowym środowisku może się czuć bezpiecznie i nic mu nie grozi.

Czwartego bądź piątego dnia rodzic za porozumieniem dziecka i wychowawczyni musi opuścić pomieszczenie, gdzie bawi się jego latorośl i udaje się do innego pokoju czy też na korytarz. Oczywiście dziecko jest poinformowane, gdzie znajduje się mama lub tata i że w każdej chwili może się tam udać w celu sprawdzenia. Jeśli dziecko pozostaje w miarę spokojne / dalsza faza adaptacji będzie przebiegała przez około tydzień. Jeśli natomiast reaguje płaczem i lękiem / należy się liczyć z dłuższym okresem od dwóch tygodni wzwyż. Rodzic wraca do dziecka i co chwilę je pociesza.

W następnej fazie rolę rodzica przejmuje powoli jego nowa opiekunka, czyli pani przedszkolanka. To ona teraz w razie potrzeby karmi, przewija lub ubiera dziecko. Ma to służyć pogłębieniu się więzi pomiędzy obojgiem. Rodzic wycofuje się powoli z tych obowiązków. U dzieci, które reagowały płaczem przeprowadza się drugą próbę rozłąki z rodzicem. Fazy rozłąki przedłużają się. W razie niepowodzenia rodzic ma się jak najszybciej stawić i odebrać malucha. Dużym plusem jednak jest fakt, iż w tym czasie zdążyło ono już jednak poznać dobrze zarówno swoją wychowawczynię jak i rytm w przedszkolu. Cały czas szczególnej uwadze pozostaje dziecko. To ono jest pierwszym aktorem i to jemu i jego indywidualnej adaptacji ma poddać się rodzic jak i opiekunka.

Prawdziwym sukcesem i świętem staje się dzień, kiedy zadowolone i uśmiechnięte dziecko macha ręką swojemu opiekunowi, wiedząc, że nowa placówka jest mu znana i bezpieczna, gdzie czeka na niego całe mnóstwo przygód z dobrze już znanymi wychowawczyniami i dziećmi.

Podsumowując – dobrze jest mieć możliwość zaglądnięcia za miedzę, i nie mówię tu tylko o samych Niemczech, lecz i innych krajach, by móc dla siebie i swoich podopiecznych wybrać najlepsze, podparte obszernymi badaniami rozwiązania. Mam nadzieję, iż ten artykuł stanie się początkiem refleksji na sprawy związane z wychowaniem dziecka i odpowiedzialnego podejścia do niego, zwłaszcza jeśli chodzi o jego adaptacje w przedszkolu i szkole. Byłoby świetnie móc w ten sposób wyposażyć je w tarczę ochronną – w dosłownym znaczeniu tego słowa, bo chroniąc je dodatkowo przed niepożądanymi chorobami.

Wśród czytelników są zapewne też opiekunowie dzieci z innych części świata. Zapraszam zatem do podzielenia się swoimi osobistymi doświadczeniami jak i tymi własnych dzieci, jeśli chodzi o pierwsze dni w żłobku czy przedszkolu. Na pewno są inne kraje i ich koncepcje godne naśladownictwa lub co najmniej zapoznania się z nimi.

A może znajdą się opiekunowie, którzy opowiedzą, jak to wygląda na chwilę obecną w polskich placówkach?

Gorąco zapraszam wszystkich do dyskusji!