Można śmiało powiedzieć, iż pierwszy dzień w szkole i całe związane z nim okoliczności towarzyszące, to najważniejszy dzień w życiu dziecka w Niemczech – bardziej znaczący i wymowniejszy niż wszelkie uroczystości religijne razem wzięte, które nie dość, że u zachodniego sąsiada nieliczne, to jeszcze wypadające bardzo ubogo w porównaniu z polskimi.
Nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, iż bardzo pragmatyczne Niemcy doskonale zdają sobie sprawę, jak wielką i ważną rolę spełniają świeccy urzędnicy państwa, czyli nauczyciele – będąc pierwszymi przewodnikami i wychowawcami dziecka poza jego domem rodzinnym. Społeczeństwo jest świadome ich bez dwóch zdań znaczącego wpływu na przyszłość i karierę młodych pokoleń. Dlatego nie szczędzi się tam ani na belferskie wypłaty ani na dni wolne, mając na uwadze trudność i powagę, jeśli nie wręcz świętość tego zawodu. To w końcu na nauczycielach spoczywa odpowiedzialność za ilość i jakość wykształconych pracowników – stanowiących przyszłość niemieckiej gospodarki i państwa. Ten zawód urósł więc do jednej z najważniejszych rang w państwie i jest sowicie przez rząd wynagradzany. Ale wracamy do tematu.
Tak zwane „Einschulung”, czyli rozpoczęcie latorośli przygody ze szkołą, otwiera w życiu dziecka nowy rozdział i świętowany jest w Niemczech hucznie, wzniośle i towarzysko. Wręcz dosłownie z przytupem. I tak jak w przypadku adaptacji dziecka w żłobku i przedszkolu – władzom niemieckim i tutaj zależy na jak najbardziej spokojnym i niezmąconym starcie świeżo upieczonych pierwszaków, dokładając ku temu ze swojej strony wszelkich starań. Prawdziwa ulga i odciążenie dla i tak podenerwowanych i rozemocjonowanych tym dniem rodziców, nieprawdaż?
Co roku szkoły podstawowe przyjmujące w swoje szeregi nowo zaprzysiężonych uczniów, zamieniają się na ten wyjątkowy dzień w magiczny plac radości i prawdziwe widowisko dla wszelakiej publiczności. Dyrektor szkoły, nauczyciele jak i uczniowie starszych klas – w tym szczególnie drugich i czwartych, przygotowują wielką uroczystość z radosnymi i dowcipnymi piosenkami, przedstawieniami oraz sztuką teatralną. Dzieciaki mają bowiem zapamiętać ten wyjątkowy dzień jako jeden najlepszy w ich życiu. A jeśli mają się na ich twarzach pojawić łzy – to tylko te radości a nie strachu czy przerażenia. Każdemu pierwszakowi przydzielony zostaje także oficjalnie tzw. „Pate” czy „Patin” – czyli starszy kolega czy koleżanka, którzy odtąd, przez następne miesiące, będą jego stróżem i przewodnikiem w tym labiryncie klas i niezliczonych korytarzy. Jest to dalszy proces polityki łagodnego zaadaptowania się dziecka w nowym środowisku, dzięki któremu może ono pewnie i śmiało funkcjonować w dalszym jego rozwoju.
Jako iż w tym dniu nie może zabraknąć najważniejszych osób dla świętującego pierwszoklasisty – czyli jego rodziców i bliższej rodziny, przyjął się od dawien dawna zwyczaj we wszystkich praktycznie bundeslandach, iż pierwszy dzień rozpoczęcia szkoły podstawowej przypada na sobotę. Co więcej, aby uniknąć przypadku, iż ten szczególny dzień miałby zlewać się z tymi samymi uroczystościami w innych bundeslandach, ustalono wspólnie, iż wiele bundeslandów zaczyna rok szkolny innego dnia, tygodnia lub nawet miesiąca! I tak na przykład – podczas gdy w roku 2021 Meklemburgia – Pomorze Przednie otworzyła swoje szkolne wrota już 31 lipca, to Bawaria zgodnie z ustalonym dawno już planem, była gotowa na przyjęcie uczniów dopiero 14 września. W wyniku tego, jak ju pisałam w poprzednim artykule, w Niemczech nie ma jednolitych terminów ferii letnich czy jesiennych.
Mało tego, większość dyrektorów kładzie również nacisk na to, by ta uroczystość przypadała w weekend po rozpoczęciu oficjalnej inauguracji nowego roku szkolnego przez starsze klasy. Ma to oczywiście swoje plusy. Ta kilkudniowa przerwa pomiędzy tymi dwoma rozpoczęciami gwarantuje lepszą opiekę i nadzór nad rozbrykanymi jeszcze po letnich wakacjach uczniami. Starszakom daje się po prostu więcej czasu na wyszalenie się i wyciszenie się, zanim w szkole zjawią się onieśmielone pierwszaki. Jest to zapewne świetne rozwiązanie dla wszystkich stron. Dla uczniów, bo jak wspomniałam, starsi mają swój czas, by znów przywyknąć do znanego im już rytmu szkolnego i najmłodsi, którzy nie są więcej narażeni na popychanie i przepychanki ze starszakami, po tym jak ci drudzy już dawno zdążyli ochłonąć. No i oczywiście profituje z tej całej sytuacji grono nauczycielskie, które ma dość czasu, by przywitać nowo przybyłych, by płynnie i bez zgrzytów wprowadzić te obydwie grupy w rutynę szkolną.
Po przedstawieniu następuje sławny marsz nowicjuszów i ich rodziców pod lasem rąk wszystkich zgromadzonych – symbolizujący przejście w kolejny etap ku dorosłości. Tu nie ma miejsca na bycie oficjalnym i zdystansowanym. Wszyscy mają wręcz obowiązek się dobrze bawić, czy stary, czy młody, aby ten dzień zapisał się w podświadomości dziecka jako jeden z najlepszych w jego życiu. Jako pierwsi przechodzą wychowawczynie i dzieci a za nimi reszta roześmianego grona. Pierwszoklasiści udają się wraz z ich nową nauczycielką do swoich klas, gdzie mają czas sobie wszystko oglądnąć i poznać, podczas gdy rodzice udają się na przygotowany przez rodziców starszaków poczęstunek. Gdy nauczyciele zaznajomili już dzieci z panującymi regułami jak i wszelkimi pomieszczeniami szkoły – pałeczkę przekazuje się rodzicom, by to teraz oni mogli zobaczyć i przekonać się o warunkach klas, w jakich odtąd przebywać będą ich pociechy.
W historię niemieckiej szkoły zapisały się dwa symbole, bez których rozpoczęcie roku szkolnego jest wręcz niemożliwe.
Pierwszym z nich jest tornister dziecka, który, im droższy, tym bardziej świadczy o lepszym statusie materialnym rodziny. I tu ceny zaczynają się – trzymajcie się mocno – od kilkuset złotych wzwyż – osiągające często cenę ponad tysiąca złotych! Gdyby jeszcze byłby to wydatek na kolejne osiem lat, to może jakoś dałoby się usprawiedliwić ten nadzwyczajny wydatek… Jednak, jako iż podstawówka w Niemczech trwa jednak lat cztery a nie osiem jak w Polsce, oznacza to, iż rodzic jest zmuszony do zakupu nowego plecaka po przejściu do następnej szkoły, czyli po czterech latach!…. I tu minimalny wydatek to również kilka polskich stówek po przeliczeniu. I tutaj niewesoła wiadomość dla polskich producentów tornistrów, którzy być może zaczęli zacierać sobie ręce licząc na opanowanie swoimi produktami rynku sąsiada. Niestety, nic z tych rzeczy. Bowiem rodzice, już tradycyjnie, pozostają wierni tylko niemieckim markom i w tym obszarze, i nie szczędzą swoim pociechom wydatków. I znów patriotyzm bierze górę i wygrywa z cenami. Nawet ci opiekunowie z niewielkimi dochodami poddają się i ulegają temu szaleństwu cenowemu, mając na uwadze, iż inne lub tańsze zamienne marki mogą przyczynić się do zepchnięcia ich pociech na niższy margines społeczny.
Należy przyznać, iż powodem tych wysokich cen jest doskonały i jednocześnie drogi materiał plecaka, który chroni jego cenną zawartość, jak i tak nietanie w Niemczech książki i przybory szkolne, przed wilgocią i innymi warunkami atmosferycznymi. Jak się jednak okazuje, co wykryło ostatnimi miesiącami śledztwo Federalnego Urzędu Antymonopolowego – znanemu niemieckiemu producentowi marki tornistrów „Fond of”, do którego należą znane marki tornistrów jak Affenzahn, Ergobag und Satch, udowodniono ostatnio zmowę cenową. Miałaby ona te ceny nieco sztucznie wywindować w górę, co zakończyło się dosyć dotkliwą karą finansową w wysokości 2 mln euro. Czy ta precedensowa kara będzie miała wpływ na ukształtowanie się cen tornistrów w następnych latach? Raczej nie bardzo. Prestiż, mała konkurencja na rynku, zaufanie niemieckiej marce robi swoje. Zresztą rodziców niemieckich mało ta kara i nieelegancki zgrzyt tego koncernu obchodzi – choćby się waliło i paliło zawsze pozostaną wierni swoim rodzimym markom. Tacy wierni klienci to oczywiście marzenie każdego polskiego producenta, by ich marki stały się wiodącymi co najmniej w Polsce wśród polskiej społeczności.
Nie wolno oczywiście zapomnieć o tak zwanej „Schultüte” – czyli o wielkim kolorowym stożku z papieru czy też innego materiału wręczanym pierwszakom po inauguracji przez rodziców. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 19 wieku i mowa jest o nich w Niemczech Wschodnich. Powoli stają się one tradycją także w Polsce.
Co w nim można znaleźć? Praktycznie wszystko – od gumek do mazania i słodyczy, po gry planszowe i komputerowe – aż po telefony komórkowe najnowszej generacji. Wielu rodziców chce tym samym zrobić na innych jak najlepsze wrażenie. To duży skok – jeśli mając na uwadze – jeszcze kilkadziesiąt lat temu uczniowie mogli liczyć tylko na parę owoców, słodycze i w najlepszym razie jakąś zabawkę.
Tego dnia zamawiany jest przez rodziców fotograf, który uwiecznia ten niezwykły dzień na kartach kolorowych fotografii. Zdjęcia pojedyncze uczniów jak i grupowe to mus.
Cóż…
Po przeczytaniu tego artykułu na pewno dla Wielu z Was te rozwiązania zza między mogą okazać się niezwykle interesujące jak i bardzo praktyczne. Myślę, że warto wiedzieć, jak inne kraje, w tym przypadku Niemcy, świetnie radzą sobie z tym pełnym wyzwań dniu – który nie jest łatwy nie tylko dla dzieci i ich rodziców, ale i nauczycieli. Może co poniektórzy nauczyciele, pedagodzy lub dyrektorzy zainspirują się tą koncepcją i wdrożą poniektóre idee lub po prostu sami zastanowią się, jak można byłoby jeszcze załagodzić niepotrzebny stres u polskich pierwszoklasistów, tak by i oni zapamiętali to wydarzenie jako jeden ze szczególniejszych dni w ich życiu. Być może znajdą się osoby z jeszcze lepszymi rozwiązaniami?
Moim celem jest to, by ten blog był miejscem wartościowych rozmów i płomiennych dyskusji. Dlatego każdy komentarz pod tym artykułem będzie dla mnie i dla innych być może nawet na wagę złota.
Napisz co sądzisz o rozpoczęciu roku szkolnego w Niemczech. Które rozwiązanie podoba Ci się bardziej, polskie czy niemieckie? Czy mamy się czym chełpić a może nadeszła pora na wielkie zmiany i wprowadzenie świeżości popartej poważnymi i długoletnimi badaniami? A może zechcesz się nawet podzielić Twoimi własnymi doświadczeniami?
Pisz śmiało!